niedziela, 17 sierpnia 2014

Jest już za późno: Upadła S-klasa

W dzisiejszym wpisie odwiedzimy rejony po drugiej stronie Wisły.
Kiedy w 1998 roku Mercedes zaprezentował nową klasę S oznaczoną kodem W220 wszyscy zachwycali się lekkim designem i ogólną finezyjnością w porównaniu z poczciwym "Bunkrem" W140. Rzeczywiście pod względem projektu auto stanowiło zupełnie inną jakość i o wiele lepiej nadążało za ówczesnymi trendami. Chociaż ja osobiście sto razy bardziej wolę W140. Auto otrzymało nowe, dynamiczne silniki w tym 6.0 l. benzynę o mocy 604 KM w wersji S65 AMG. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt że W220 okazał się jednym z najbardziej awaryjnych modeli Mercedesa w historii, świetnie wpisując się w tradycje zapoczątkowane przez E-klasę W210, vana Vito i chwiejną klasę A.
S-klasa, jak przystało na flagowy model, wyposażona była we wszelkie dostępne ówcześnie bajery. Jednak wszystkie te gadżety zasilane są przez kilometry kabli i sterowników z których naprawą nie potrafią poradzić sobie nawet słynni Ghost Busters. Do tego dochodzi pneumatyczne zawieszenie Airmatic DC. W zamyśle miało zapobiegać osiadaniu tyłu auta przy silnym obciążeniu i pozwalać na opuszczanie go przy wyższych prędkościach. Problem był tylko taki że w kompresorze pneumatyki zbierały się zanieczyszczenia a miechy się rozszczelniały co powodowało że całe auto siadało na glebie.
To właśnie przydarzyło się naszemu dzisiejszemu bohaterowi czyli S-klasie z Pragi wrastającej na jednej z ulic od co najmniej roku. Jej historia (co prawda zmyślona) była ostatnio na Złomniku. Tak więc W220 leży i wygrzewa się w sierpniowym słońcu i chyba nie bardzo ma zamiar się ruszyć. Widocznie właściciel miał już bardzo dosyć padającego Airmatica. I trudno mu się w sumie dziwić. Chociaż w takim razie po cholerę kupował takie auto?
 Piękny widok. Generalnie oprócz pneumatyki była do wyboru była jeszcze hydraulika ABC. Czyli wybieraj obywatelu co wolisz, dżuma czy cholera. Bo jak się wychlapał olej w hydraulice to cała fura potrafiła się zapalić. Miało być pięknie, wyszło jak zwykle. Szczęście w nieszczęściu iż nie zastosowano systemu Sensotronic Brake Control, zaprogramowanego na konkretną ilość zatrzymań auta.
 W 2005 roku S-klasa jako pierwsze auto otrzymała certyfitkat ekologiczny od instytutu TUV za stosowanie komponentów przyjaznych środowisku. Widocznie instytut docenił niezwykłą biodegradowalność blachy w W220 która rdzewiała w postępie geometrycznym. A właściciel nie mógł z tym nic zrobić jako że na samochód nie było gwarancji perforacyjnej. Czaicie to? Wydajecie kilkaset tysięcy złotych na reprezentacyjną limuzynę która po kilku latach zaczyna rdzewieć jak nie przymierzając jakiś Polonez.
 Leży jak forma polskiej reprezentacji...
Innym prestiżowym wyposażeniem modelu W220 były wygłuszenia drzwi zrobione z worków na śmieci wypełnionych ścinkami gąbki. PS. TO PRAWDA!!!111 (foto 1, foto 2)
I czemu on ma tak zamontowaną tą przednią rejestrację, do cholery?
Biorąc pod uwagę ogólną kondycję tej S-klasy nie pozostaje nic innego jak zaśpiewać razem ze Starym Dobrym Małżeństwem że "Jest już za późno"...

2 komentarze:

  1. Rejestracja tak zamontowana, żeby była na poziome sprzed obniżenia auta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Paręnaście dni temu widziałem taką samą (ale srebrną) - znaczy leżącą i wrastającą. Kilka dni później już stała na "koziołkach". Zdjęć nie udało się zrobić, bo dzielnica tak prestiżowa, że jeszcze by mnie rottweilerami albo ołowiem poszczuli ;-)

    OdpowiedzUsuń