wtorek, 25 marca 2014

O awansie społecznym słów kilka...

Roman  podszedł do okna i spojrzał na ponurą, panoramę blokowisk Ursynowa. Na lewo szare bloki z rzadka przetykane udeptanymi skrawkami trawnika. To samo z prawej. Przygnębiające. Zawsze uważał, że jego dotychczasowe życie było dosyć udane. Przez lata egzystencji w tzw. "demokracji ludowej" (która z demokracją i władzą ludu miała wspólnego tyle co eko-skóra z prawdziwą skórą) wyrobił w sobie swoisty instynkt przetrwania, który pozwolił mu i jego rodzinie całkiem porządnie się ustawić. Pod koniec lat siedemdziesiątych dostał robotę w Warszawskiej fabryce FSO, a kilka lat później psim swędem, dzięki znajomemu w KC POP, dostali z żoną przydziałowe mieszkanie na Ursynowie. Talon na Malucha który Roman otrzymał pod koniec 1986 roku, za wybitny wkład w pracę i walkę o dobro ludowej ojczyzny, wydawał się spełnieniem wszelkich marzeń obywatela kraju socjalistycznego. Pomarańczowy kaszel (jeden z dwóch jakie stały akurat w POLMOZBYCIE) budził zazdrość sąsiadów, których jedynym środkiem transportu był żółto-czerwony rozklekotany Ikarus. Zawistne spojrzenia i komentarze typu "Oj Jadźka, ten Kowalski spod trzydziestkitrójki to się musi komuchom wysługiwać że aż miło. Patrz nawet, rozumisz samochód dostał." tylko utwierdzały rodzinę Kowalskich w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku na polu walki o prestiż międzysąsiedzki.


Z zadumy, wyrwał głowę rodziny Kowalskich, głośny stukot garnków i talerzy. W ten sposób żona sygnalizowała Romanowi, fakt że obiad jest już gotowy. Ostatnio odzywała się do niego coraz mniej i to tylko w najbardziej wymagających tego sytuacjach. Wiecie jak to było. Wszystko przez ten pieprzony 89 rok. Nagle cały uporządkowany świat wywrócił się do góry nogami wraz z nadejściem "gospodarki rynkowej" i "wolnego importu towarów" z krajów zza żelaznej kurtyny. Na domiar złego pomarańczowa strzała Romana okazała się wyjątkowo felernym egzemplarzem. Usterki silnika czy zacinająca się klamka w drzwiach kierowcy wystawiły Kowalskiego na pośmiewisko sąsiadów, z radością patrzących na jego kłopoty Nie pomógł nawet zakup gustownych kołpaków mających poprawić wygląd staruszka. Szalę goryczy przelała wczorajsza blokada drzwi kierowcy co skończyło się piękną katastrofą ponieważ słusznego wzrostu Roman mało nie rozniósł małego samochodu przeciskając się na miejsce kierowcy. Do tego syn, od kiedy ojciec kolegi (stary cinkciarz i złodziejaszek jak zwykł określać go Roman) zajechał po swoją pociechę sprowadzonym z Rajszu, Passatem B2, odmówił przyznawania się do taty i jazdy zdezelowanym wyrobem z FSM. "Trzeba coś zrobić i to szybko"-myślał Roman ze skupieniem mieszając na talerzu cieniutką ogórkową.
Rozwiązanie problemu pojawiło się dwa tygodnie później w postaci listu z kancelarii prawniczej o której Roman w życiu nie słyszał. Okazało się że jego starsza siostrzyczka mieszkająca w Szwecji zmarła i część spadku przekazała rodzinie Kowalskich. Nie czekając ani chwili Roman pobiegł do banku zrealizować czek, a już kilka dni potem obok Malacza staneła ONA. Solidna, nowoczesna, pewexowa, prestiżowa Toyota Corolla. W ten sposób Roman odzyskał należny mu prestiż i szacunek rodziny i sąsiadów. A Maluszek? Zapomniany przez właścicieli gnije sobie nadal na parkingu.
Tak wiem to smutna historia.



Taka mała próbka mojej pisaniny. Tak wiem, że ciężko było. Chyba powinienem umieścić na początku ostrzeżenie :) A właściciela powyższych pojazdów, jeśli tu kiedyś zawita, z góry przepraszam za małą fikcją motoryzacyjno-literacką, którą stworzyłem na podstawie ich zdjęć :)

4 komentarze:

  1. Nie no, czemu ciężko/ Pisanina zupełnie w porządku. Tak jak wrastający maluch. Na przedostatnim zdjęciu wygląda jakby to zielone wyrastało spod niego i powoli obejmowało pozostałe samochody, by przerobić je na wrosty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie:D Można by nakręcić o tym horror klasy C ale zamiast ludzi bohaterami byłyby samochody. Tytuł już mam - Pełzający Mech.

      Usuń
    2. Moje pierwsze skojarzenie z tym zdjęciem to był Starcraft i creep, na którym można było stawiać budynki(?) Zergów. I to mimo, że za Starcraftem nie przepadam. A jak już w niego grałem, to Zergi służyły tylko za tarcze dla terrańskich Battlecruiserów i Siege tanków :).

      Usuń
  2. Historia ciekawa, chociaż w 1986 roku Maluch już nie był już takim dobrem absolutnym jak na początku lat 70, kiedy oczekiwanie na niego trwało kilka lat. Nie bez kozery w 1985 roku wymyślili FLa - jasne że po to, by utrzymać sprzedaż już wtedy przestarzałego autka, i ta zmiana im się opłaciła. Podobna sytuacja z Elegantem w 1994, by na przełomie tysiącleci Mały Fiat w końcu znudził się Polakom.
    Btw. solidne drzewko mu wyrosło między zderzakiem a karoserią. Ale znam jeszcze większe, od lat w symbiozie z samochodem. O nim już niedługo u mnie :)

    OdpowiedzUsuń