Witam,
jakiś czas temu podjąłem się karkołomnego zadania wymiany żarówek świateł mijania w moim Chevym. Oczywiście w połowie okazało się że oprócz dwóch śrub trzymających reflektor jest jeszcze taka mała sprytna nakręteczka, nie opisana w instrukcji przez co niemalże go wyrwałem. Sprytne GM, sprytne! Niestety, gdy diabelski plan zmuszenia mnie do kupna całego nowego zespołu reflektora nie wypalił, okazało się że do odkręcenia tej małej sprytnej nakręteczki potrzebny jest specjalny nasadowy klucz którego nie da się dostać w całym Konstancinie. Jako że potrzebowałem fury ASAP to poddałem się i pojechałem na wymianę do Norauto w Piasecznie. Tym sposobem na naprawę gównianej usterki jaką są przepalone żarówki wydałem ponad stówę (50 za usługę i drugie tyle za nowe żarówki...). Ale nie o tym miała być ta historia, gruntownie wizyta w Norauto miała też swoje plusy. Otóż, wychodząc po zleceniu wymiany wpadłem centralnie na lśniącego Cadillaca. Jako, że miałem przed sobą co najmniej pół godziny czekania postanowiłem "zapolować" na właściciela.
Co mi się zresztą udało. Po krótkiej pogawędce przemiły właściciel zdradził że auto to rocznik 1988. Caddy miał w Polsce już 3 właścicieli, z czego jednego gdzieś pod Lublinem, drugiego w okolicach Otwocka. Tego obecnego kosztował ładny kawałek floty, a konkretnie tyle że spokojnie można by za to kupić nową, salonową Pandę. Oczywiście gdybym miał tyle piniędzy do wydania to bym tego Cadillaca brał i nawet nie sprawdzał. Zwłaszcza że jest w naprawdę niezłej kondycji jeśli chodzi o blachę i podzespoły. Są oczywiście drobne mankamenty typu niedziałające tzw. opera lights (czyli światełka między przednimi a tylnymi drzwiami) czy brak elektrycznego systemu otwierania bagażnika (ktoś wymontował) ale kto by się tym przejmował zapadając się w przednią kanapę.
We wnętrzu kierowca czuje się jak na kanapie w mieszkaniu u cioci. Jest miękko, wygodnie, przytulnie ale zarazem z tym ejtisowym przepychem który znamy i kochamy. Deska rozdzielcza to ciągnące się kilometrami zagłębie forniru ale czuć tu że mamy do czynienia z topowym modelem Cadillaca z tamtego okresu. Radio? Jest. Klima? Proszę uprzejmie. Jest nawet automatyczna z fikuśną nazwą "Electronic Climate Control". Elektryczne szyby? Sure, wszystkie cztery.
Oczywiście wszystkie te gałeczki, pokrętełka, przyciski i suwaczki są opisane nie symbolami a pełnymi wyrazami żeby Bruce z Glenwood Springs w stanie Colorado nie pomylił się i nie włączył klimatyzacji zamiast wycieraczek. Wiecie nie łatwo jest czytać symbole, zwłaszcza kiedy ma się kłopoty z lokalizacją niektórych europejskich państewek jak Francja czy Polska...a wogóle ta mapa powinna być tak czy odwrotnie? Bo ta Floryda chyba pokazuje w złą stronę...
Cadillac zachwyca detalami jak właśnie rzeczone opera lights, emblematy, duże ilości chromu naraz itp. Bagażnik pomieści sporo (552 litry) choć w sumie jest mało praktyczny bo ma cholernie wysoki próg załadunku i małą głębokość. Ale przecież nie o to w tym samochodzie chodzi. On ma emanować prestiżem i przyćmiewać korporobociki w ich Octaviach, Passatach i Mondeo. I z tego przykrego obowiązku idealnie się wywiązuje. W sumie nie było kierowcy który przechodząc obok nie spojrzałby tęsknie w stronę tego dinozaura prawdziwiej motoryzacji jakim jest Fleetwood.
Pod maską siedzi tu 5 litrowy silnik V8 o mocy 140 koni. Zauważcie że teraz podobną moc uzyskuje się z silników o pojemności 1.6-1.8 litra. Wszystko było by pięknie gdyby nie fakt że jest to związane z użyciem, przepraszam za wyrażenie, pizdyliarda turbosprężarek, DPF-ów, wtrysków bezpośrednich i innych tego typu gówien, zaprojektowanych tak by zepsuć się idealnie po przejechaniu okresu gwarancyjnego. Tu, w Cadillacu nie ma o takich rzeczach mowy. Jest wolnossak, jest impreza. Może auto nie jest mistrzem sprintu spod świateł, ale jak mówi właściciel, w trasie dramatu też nie ma, wyprzedzanie to nie problem. Swoją drogą to musi być ciekawe uczucie. Jedziesz 130 km/h a tu nagle w lusterku pojawia się wielki jak cholera, błyszczący Cadillac i cię wyprzedza. Przy czym trzeba pamiętać że ten model waży ponad 2 tony.
Z ciekawostek: wlew paliwa znajduje się pod tylną tablicą, a pod tylną kanapą właściciel znalazł rachunek z supermarketu w stanie Nowy Jork z 1989 roku.
Ogólnie, duże podziękowania dla właściciela za pokazanie mi samochodu, wygląda na to że częściej będę zaglądał na parking do Norauto w Piasecznie.
To coś jeździło po Otwocku? o.O
OdpowiedzUsuńCiekawe, czego się jeszcze dowiem o mojej dziurze.
OPCWaw bawi i uczy! :)
UsuńJa bardziej skupiam się na tym aby wiedzieć jak sobie poradzić z nagłą awarią mojego samochodu. Jak coś to wiem, że pomoc drogowa https://pomocdrogowa.i-poznan.pl/ jest zawsze najlepszą możliwą opcją.
OdpowiedzUsuń