Samochody elektryczne to jest ciekawy temat. Większości użytkowników dróg kojarzą się zapewne z ciasnymi i brzydkimi lodówkami na kołach, w stylu BMW i3 czy Citroena C-ZERO. Ledwo mogą służyć one za wózek na zakupy a co dopiero mówić o jakiejkolwiek dalszej jeździe. Oczywiście producenci załamują ręce i zastanawiają się dlaczego takie świetne auta się nie sprzedają. Dlaczego? Bo, do cholery jasnej, od samochodu ludzie oczekują tego że w spokoju zawiezie ich na przykład na wakacje nad Bałtyk. Chcąc dostać się tam z Warszawy dowolnym obecnie produkowanym (no może oprócz Tesli) autem elektrycznym musielibyście ładować je prawie pięć razy co zajęłoby wam 32 godziny. Ciekawa perspektywa nie sądzicie?
Oczywiście samochód elektryczny jest dobry do poruszania się po mieście chociaż zasięg rzędu 95 km to wciąż mało nawet jak na dojazdy do pracy.
Rozwój aut elektrycznych rozpoczął się na początku lat '90 modelem GM EV-1. Małym, dwuosobowym coupe o osiągach i prowadzeniu lepszych od niejednego produkowanego ówcześnie benzyniaka czy diesla. Chociaż EV-1 wykończyło kalifornijskie prawodawstwo na spółkę z koncernami naftowymi i głupotą zarządu GM to od tamtej pory auta elektryczne stawały się coraz mocniej obecne w ofercie producentów. W Europie prym wiodły Fiat i Citroen oferujące takie modele jak Panda/CC/SC Elettra i Saxo electrique.
|
Cinquecento Elettra |
Obecnie zorientowano się już, że pojazdy elektryczne to ślepa uliczka (głównie pod względem czasu ładowania i zasięgu) spowodowana ograniczonymi możliwościami akumulatorów litowo-jonowych (tych samych które w waszych smartfonach padają po dniu pracy). Ale jeszcze kilka lat temu silnik elektryczny próbowano ładować do wszystkiego co się rusza. Jedna z takich prób spowodowała że powstał nasz dzisiejszy bohater.
|
Co to za Berlingo?? Autor wrzuca plastiki, cofam lajka!! |
Parę dni temu na Ursynowie, idąc spokojnie ulicą, zobaczyłem kolejnego białego Berlingo. Czystym przypadkiem zwróciłem uwagę na specyficzne napisy. Okazało się, że to rzadka wersja Citroenowskiego dostawczaka wyposażona w silnik elektryczny.
|
Gniazda do ładowania |
Wersja ta sprzedawana była tylko na zachodzie Europy tzn. we Francji, Belgii, Wlk. Brytanii, Szwajcarii i całej Skandynawii. Nie wiadomo ile dokładnie wyprodukowano egzemplarzy Berlingo Electrique ale z pewnością nie dużo. Tym bardziej dziwi obecność takiego auta w Polsce. Stanowi ono kolejne już potwierdzenie faktu że w naszym kraju znajdują się wszystkie auta, trzeba tylko poszukać.
Pod maską siedzi w nim silnik Leroy Somer o mocy 28 kW. Maksymalna prędkość z jaką można jechać tym bezgłośnym zabójcą to 95 km/h ale konia z rzędem temu kto rozpędzi się do takiej prędkości. Zwłaszcza że nawet gdyby mu się udało to baterii starczyłoby na przejechanie 50 KM. Maksymalny zasięg, przy jeździe z prędkością 55 km/h to 96 km. Czyli mało w porównaniu do zwykłych Berlingo które dostarczając bułki czy inne gazety robią pewnie dziennie przynajmniej 150-200 km.
|
Look, no exhaust! |
Ten egzemplarz jest jeszcze bardziej specyficzny gdyż posiada pakiet Multispace. W standardzie Electrique nie miał tylnych siedzeń i okien. Był takim zwykłym gołym blaszakiem. W niektórych krajach jednak można było zamówić sobie przeróbkę pasażerską zwaną właśnie Multispace.
Co ciekawe Electrique był przez jakiś czas na wyposażeniu francuskiej La Poste wożąc listy po aglomeracji Paryskiej.
|
Jedynytakizobacz |
Jego bliźniaczą konstrukcją był Peugeot Partner Electrique zwany także Peugeot H2Origin. Oba vany w momencie produkcji nie miały właściwie na rynku konkurencji. Inna rzecz że nie miały samego rynku bo popyt na wozy dostawcze o tak pomijalnym zasięgu właściwie nie istniał i nie istnieje.
Dla niekumatych.
ZEV to skrót od Zero Emission Vehicle czyli pojazd nie wydzielający zanieczyszczeń. Jest to oczywiście wierutna bzdura bo produkcja takich aut i ich późniejszy recykling jest dla środowiska tak samo, jeśli nie bardziej, szkodliwy jak cały cykl produkcji, użytkowania i złomowania pojazdu spalinowego. Zresztą pojazdu spalinowego nie trzeba złomować. Można kupić sobie 20-30 letnie auto, za grosze ogarnąć mechanikę i śmigać nim na pohybel normom spalania. A tu? Zaśniedzieją ci baterie i kapota...